Postanowiłam dzisiaj przetestować marynatę od żeberek, o których pisałam tutaj, w nieco innym wydaniu. Do wszystkiego co było w tamtym przepisie na marynatę dodałam jeszcze porządną łyżkę miodu (wielokwiatowego, dość delikatnego w smaku) i całą marynatą zalałam 6 pałek kurczakowych. Marynowało się całą noc, a potem piekło dość długo bo 1,5h, ale za to tylko w 150 stopniach. Wyszło boskie, mięsko rozpływało się w ustach, odchodziło od kostki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki :) cudo.....
A za chwilkę zabieram się za babeczki budyniowe, na które natchnęła mnie Hafija, opowiadając jak to z samego ranka zanęciły ją w pracowym bufecie... postanowiłam spróbować swoich sił :)
Kurczaczek wygląda pynia :)
OdpowiedzUsuńA babeczki w bufecie to nie to samo co domowej roboty!! Rób, rób i dawaj foto :)
Pyszny :)
OdpowiedzUsuń