Witam, powakacyjnie.
Wiadomo, że wszystko co dobre szybko się kończy. I tak oto właśnie zakończył się nasz nadmorski urlop.
Pogoda dopisała, nie trzeba o tym chyba pisać ;)
Iście grecka była.
Miodzio, chociaż czasami i dla mnie było za ciepło, żeby nie powiedzieć że masakrycznie gorąco, mimo że należę raczej do ciepłolubnych.
Na samym wstępie urlopu wyjaśniła się sprawa temperatury Bąbla. Miał trzydniówkę. Temperaturą trzydniową (na szczęście nie 40 a "tylko" 38,7 stopni) uraczył nas jeszcze w domu a wysypkę miał już nad morzem, zniknęła po jednym dniu.
Uff mamy za sobą "ospę-nieospę" i trzydniówkę.
Na razie mi wystarczy (bo obie przecież w ciągu jednego miesiąca).
Bąblowi piasek się bardzo podobał - taka wielka piaskownica i tyle fajnych kamyczków :) woda z początku mniej, ale jak zobaczył, że tam też są kamyczki i to tak duuuużo to i do wody właził, pod baczną opieka Taty (oczywiście bez szaleństw, tylko do kolan bo to jednak Bałtyk a nie m. Śródziemne, chociaż w tym sezonie woda ciepła, bo koło 20 stopni, więc jak na nasze morze to ukrop).
Ludzi mimo kryzysu, zapowiedzi, że pogody nie będzie i tak było mnóstwo.
Na szczęście wieczorami, czyli po 20 dało się już spokojnie dojśc do morza i chociaż palce zamoczyć, bez groźby zadeptania.
Chmurki tez były imponujące - ale słonka nie zasłaniały ;)
Nieoceniona była jednak obecność moich rodziców. Pojechaliśmy razem, mieszkaliśmy oddzielnie, a jak upał plażowy dawał się Małemu we znaki to Bąbel wędrował do dziadków do pięknego parku w Cetniewie i sobie drzemał wsród drzw i innych maluchów z dziadkami, jednocześnie wdychając morskie powietrze (dla niewtajemniczonych park COS Cetniewo jest nad samym morzem, więc "park z widokiem" ).
Pogoda nie sprzyjała jeżdżeniu i pokazywaniu Bąblowi świata, który my już znamy (bo to mój chyba 24 pobyt w tym miejscu był), bo samochód to gorszy niż puszka sardynek, ale udało sie conieco.
Byliśmy w Helu obejrzeć foczki, trafiliśmy na porę karmienia, uciechy mnóstwo i ludzi też ;) a ja jako matka z wózkiem weszłam gratis - miły gest :) a ludzie kombinują, obniżają śmiesznie wiek dzieci, zawyżają swój, że już niby emeryci..... a koszt to 2 zł (słownie dwa złote polskie). Bąbel został zaopatrzony w koszulkę z foczką - wspieramy foki bałtyckie i foczkę poduszkę, która stała się ulubioną (bo od Dziadka ;) ).
Nie udało nam się co prawda pojechać do Gdyni do Oceanarium, ale nic straconego, za rok też czas, ale byliśmy w "mini oceanarium" w Jastrzębiej Górze - też fajne i bez tłumów.
Oto kilka okazów:
Był tez rekinek, ale zdjęcia wszystkie w biegu, bo pływał stanowczo za szybko jak na zdjęcia bez lampy, upał i mój brak umiejętności.
Z jedzeniem Bąbla tez na szczęście nie było problemów, bo on z tych co mogą jeść zawsze, wszędzie i wszystko :) Dlatego też żywił się rybą, zupą pomidorową i naleśnikami z serem. Smakosz jeden... skończył na wyjeździe rok i 4 miesiące i z tej okazji dostał wafelek od loda z bitą śmietaną, no i się zaczęło..... ale koniec brykania wracamy do surowej rzeczywistości - czyli zero słodyczy :) (ale nawet na urlopie fluoryzacja go nie minęła).
Zaliczyliśmy też oczywiście wszystkie możliwe wesołomiasteczkowe atrakcje porozstawiane na każdym rogu czyli małe karuzelki konikowe, łódeczki co się kiwają, "galopujące" koniki, ciuchcię i straż pożarną.
Ufff.... trochę się rozpisałam.
Życzę miłego wieczoru i chłodnej nocy.
Iście grecka była.
Miodzio, chociaż czasami i dla mnie było za ciepło, żeby nie powiedzieć że masakrycznie gorąco, mimo że należę raczej do ciepłolubnych.
Na samym wstępie urlopu wyjaśniła się sprawa temperatury Bąbla. Miał trzydniówkę. Temperaturą trzydniową (na szczęście nie 40 a "tylko" 38,7 stopni) uraczył nas jeszcze w domu a wysypkę miał już nad morzem, zniknęła po jednym dniu.
Uff mamy za sobą "ospę-nieospę" i trzydniówkę.
Na razie mi wystarczy (bo obie przecież w ciągu jednego miesiąca).
Bąblowi piasek się bardzo podobał - taka wielka piaskownica i tyle fajnych kamyczków :) woda z początku mniej, ale jak zobaczył, że tam też są kamyczki i to tak duuuużo to i do wody właził, pod baczną opieka Taty (oczywiście bez szaleństw, tylko do kolan bo to jednak Bałtyk a nie m. Śródziemne, chociaż w tym sezonie woda ciepła, bo koło 20 stopni, więc jak na nasze morze to ukrop).
Ludzi mimo kryzysu, zapowiedzi, że pogody nie będzie i tak było mnóstwo.
Na szczęście wieczorami, czyli po 20 dało się już spokojnie dojśc do morza i chociaż palce zamoczyć, bez groźby zadeptania.
Chmurki tez były imponujące - ale słonka nie zasłaniały ;)
Nieoceniona była jednak obecność moich rodziców. Pojechaliśmy razem, mieszkaliśmy oddzielnie, a jak upał plażowy dawał się Małemu we znaki to Bąbel wędrował do dziadków do pięknego parku w Cetniewie i sobie drzemał wsród drzw i innych maluchów z dziadkami, jednocześnie wdychając morskie powietrze (dla niewtajemniczonych park COS Cetniewo jest nad samym morzem, więc "park z widokiem" ).
Pogoda nie sprzyjała jeżdżeniu i pokazywaniu Bąblowi świata, który my już znamy (bo to mój chyba 24 pobyt w tym miejscu był), bo samochód to gorszy niż puszka sardynek, ale udało sie conieco.
Byliśmy w Helu obejrzeć foczki, trafiliśmy na porę karmienia, uciechy mnóstwo i ludzi też ;) a ja jako matka z wózkiem weszłam gratis - miły gest :) a ludzie kombinują, obniżają śmiesznie wiek dzieci, zawyżają swój, że już niby emeryci..... a koszt to 2 zł (słownie dwa złote polskie). Bąbel został zaopatrzony w koszulkę z foczką - wspieramy foki bałtyckie i foczkę poduszkę, która stała się ulubioną (bo od Dziadka ;) ).
Nie udało nam się co prawda pojechać do Gdyni do Oceanarium, ale nic straconego, za rok też czas, ale byliśmy w "mini oceanarium" w Jastrzębiej Górze - też fajne i bez tłumów.
Oto kilka okazów:
Był tez rekinek, ale zdjęcia wszystkie w biegu, bo pływał stanowczo za szybko jak na zdjęcia bez lampy, upał i mój brak umiejętności.
Z jedzeniem Bąbla tez na szczęście nie było problemów, bo on z tych co mogą jeść zawsze, wszędzie i wszystko :) Dlatego też żywił się rybą, zupą pomidorową i naleśnikami z serem. Smakosz jeden... skończył na wyjeździe rok i 4 miesiące i z tej okazji dostał wafelek od loda z bitą śmietaną, no i się zaczęło..... ale koniec brykania wracamy do surowej rzeczywistości - czyli zero słodyczy :) (ale nawet na urlopie fluoryzacja go nie minęła).
Zaliczyliśmy też oczywiście wszystkie możliwe wesołomiasteczkowe atrakcje porozstawiane na każdym rogu czyli małe karuzelki konikowe, łódeczki co się kiwają, "galopujące" koniki, ciuchcię i straż pożarną.
Ufff.... trochę się rozpisałam.
Życzę miłego wieczoru i chłodnej nocy.
Ty "powakacyjnie" a ja dopiero zaczynam - ale tylko tydzień teraz i tydzień za miesiąc - ale lepszy rydz niż nic, nie? :)
OdpowiedzUsuńMorze piękne i pogoda Ci dopisywała jak widzę - no zazdraszczam, zazdraszczam :)
Witam Olu po urlopie - pogoda faktycznie super...więc wypoczynek miałaś zapewne udany, bogaty w rozrywki i przyjemności...śliczne zdjęcia...na plaży widać tłok...Bartuś szczęśliwy i to najważniejsze...-Pozdrawiam nadal gorąco (my dopiero w czwartek wyjeżdżamy)
OdpowiedzUsuńmam bardzo fotogenicznego wnuka i bardzo ślicznego, radosnego, prawda? Było naprawdę fajnie, chociaż bardzo gorąco. Czujemy się z tatą docenieni, miło nam. Mój kapelusz na Bartusiu prezentuje się znakomicie. Rybki z mini oceanarium bardzo ładnie pozowały. zdo zobaczenia z morzem za rok.... M.
OdpowiedzUsuń